Wielkopolska Gościnna ziołami pachnąca
-To rośliny stadne – Aneta Grzelka mruży oczy i uśmiecha się lekko, pewnie, tak, jak uśmiecha się człowiek, który dobrze wie, o czym mówi. – Trzeba wiedzieć, która z którą się lubi i z którą najlepiej działa. I trzeba jeszcze nauczyć się je widzieć. Mam wrażenie, że są niemal wszędzie, a tak mało ludzi po nie sięga. Pamiętam, że kiedyś było inaczej.
To „kiedyś” w ustach Anety Grzelki wcale nie oznacza zamierzchłych czasów. Nie może oznaczać, bo Aneta ma dziewczęcy wygląd i 29 lat. To „kiedyś” to czasy, gdy babcia dzieliła się z nią swoją wiedzą (nabytą zresztą od swojej babci) o rosnących w okolicy ziołach, tata fachowo spuszczał sok z brzozy, a i Anety pradziadek zwoził rowerem całe worki ściętych w okolicy leczniczych roślin. Suszyli je potem i przerabiali na różne cudowne mikstury pomagające na różne dolegliwości. A teraz to samo robi Aneta. Kiedyś ludzie w Dolsku (w którym mieszka) nazywaliby ją pewnie szeptuchą albo szeptunką, ale dziś nikt po takie określenia nie sięga. Zresztą byłoby tak jakoś niezgrabnie tak nazywać Anetę, bo wiedza przekazana z pokolenia na pokolenia swoją drogą, a naukowa podbudowa swoją:
-Od dziecka widziałam co chce w życiu robić, że zioła to mój świat. Ale chciałam też te moje zioła zobaczyć w szerszym kontekście – opowiada. – Dlatego ukończyłam dietetykę na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu, a potem jeszcze kurs medycyny naturalnej w Polskim Towarzystwie Przyjaciół św. Hildegardy. Jestem licencjonowanym doradcą medycyny naturalnej. No i oczywiście zielarką.
W ten sposób dorosła Aneta może wprowadzać w życie, tego czego nastoletnia Anetka nauczyła się od babci, mamy i taty i co wyczytała wtedy w różnych starych ziołowych poradnikach. Nie wahała się nigdy teorii wprowadzać w czyn. Jak wtedy, gdy tacie lekarze zdiagnozowali problemy z nerkami, a ona wyczytała, że w takich sytuacjach spać należy na skrzypie polnym. Uzbierała, ususzyła i ukradkiem wsunęła ojcu pod materac. Spał sobie, nieświadomy niczego, na tym skrzypie ileś dni. Problemy z nerkami zniknęły i wszystko byłoby dobrze, gdyby mama nie odkryła zmielonego już na proszek zioła pod materacem i okrzyczała tatę, za naniósł jakiegoś piachu do łóżka.
-Zioła wykorzystywane w praktyce towarzyszyły mi od wczesnego dzieciństwa – wspomina. – Nikogo w domu nie dziwiło, że babcia leczyła dziadka okładami z kapusty, że jak przyszedł sierpień to się zbierało lipę, że na żołądek to jest dzika róża, a na kaszel dziewanna. Od maja do października trwały u nas ziołowe żniwa. I tak mi zostało do dzisiaj.
Dzisiaj Aneta mieszka w Dolsku (-Kocham to miasteczko) w domu po babci. Uczy w szkole i zajmuje się ziołami i ziołolecznictwem. I nadal nie może wyjść z podziwu, ile darów prezentuje człowiekowi darmowa dolska apteka.
-Jasne, że Dolsk i okolice to nie jest Podlasie, które z ziół słynie – przyznaje, ale… – Ale absolutnie wstydzić też się nie mamy czego. Dolska ziołowa apteka jest naprawdę dobrze zaopatrzona.
Na przykład spore pokłady dzikiej róży, i to tej szlachetnej odmiany znajdują się przy drodze na Ostrowieczko. Gdzie dokładnie? No tam, na „boreczku”, chyba każdy w Dolsku wskaże, gdzie to jest.
-Przed Trąbinkiem, na górce po lewej stronie zbieram natomiast piękna morwę – mówi Aneta. – Morwa wspomaga leczenie cukrzycy i jest zalecana na swędzące rany i wysypki. Robi się z niej napar i albo pije, albo nakłada kompresy.
Do niedawna znajdowała w okolicy piołun, stare zapomniane zioło, ale bardzo cenione w ziołolecznictwie. W ubiegłym roku piołunu w okolicach Dolska wprawdzie nie było, ale może znowu pokaże się w tym roku. Trzeba go szukać przy polach.
Mnóstwo jest za to innych ziół, tylko, że my o tym nie wiemy, bo ich nie znamy. Teraz na przykład, o tej porze roku na rowach wychodzi z ziemi gwiazdnica. To zioło, które można zbierać właśnie zimą. Ma bardzo dużo jodu, wspomaga pracę tarczycy. Szczególnie przydaje się właśnie o tej porze roku, gdy tarczyca wszystkim nam trochę gorzej funkcjonuje (i też między innymi dlatego zimą tyjemy)
-Można z niej robić pesto i dodawać do potraw zamiast bazylii. – mówi Aneta Grzelka. – W ogóle zioła w kuchni to osobny rozdział. Uwielbiam z nich korzystać. Lubię piec np. ciasteczka z rumiankiem i tworzyć przepisy. Wymyśliłam deser z koziego mleka z konfiturami z płatków róż. Nazwałam go „Deser z Dolska!”, no bo przecież Dolsk to miasto kóz i róż. To tak na marginesie. A gwiazdnica rośnie tu wszędzie, ja mam jej dużo za domem.
Natomiast tak piękna dziewanna, jak w okolicach Dolska, w innych regionach kraju to rzadkość. Ta dolska jest olbrzymia. Ma wysoki kikut i listki przyklejone do ziemi. A zbiera się kwiatki. Z jednej dziewanny, przy umiejętnym zbieraniu, można zgromadzić zapas na cały rok.
-Ale trudno się je suszy – ostrzega Aneta Grzelka. – Bo szybko gniją. Trzeba je szybko zebrać i ułożyć w jakimś przewiewnym suchym miejscu. Dziewanna jest świetna na kaszel. Dobrze połączyć ją z lipą, miodunką, z liśćmi jeżyn, wtedy działa lepiej. Z innymi też tak jest. To dlatego mówię, że zioła to rośliny stadne.
Piękne są w okolicach Dolska pokłady fiołków. Fakt, że trudno je zauważyć, bo się chowają w trawie. Więc prędzej się je poczuje niż zobaczy, ale warto się postarać. Fiołek ma silne właściwości lecznicze, między innymi zabija pierwsze komórki nowotworowe w organizmie.
W ziołach jest siła. To prawda, że działają wolno, że trzeba je zażywać dłużej, najlepiej zacząć wcześnie, w myśl zasady, że lepiej zapobiegać niż leczyć, ale doskonale potrafią wspomóc leczenie konwencjonalne, czasami je zastąpić.
-Przyjmuję przy zielarniach w Śremie i Wrocławiu i wiem, jak wielu osobom można pomóc ziołolecznictwem – mówi A. Grzelka. – Fascynuję mnie św. Hildegarda, średniowieczna mniszka, która stworzyła oparte na ziołach zasady leczenia i odżywiania. To dzięki niej na nowo odkrywamy dziś zapomniane, ale niezwykle cenne zioła takie, jak choćby bertram, dyptam czy galgant.
Albo znacznie bardziej pospolita rzęsa wodna, także obecna w ziołolecznictwie św. Hildegardy. Polecana jest w chemioterapii, by wspomagać organizm.
-Ach, mieć przy domu „ogródek św. Hildegardy” z roślinami szczególnie przez nią zalecanymi – rozmarza się Aneta Grzelka i dodaje już całkiem konkretnie: – Mam nadzieję, że uda się to już w tym roku.
Wielkopolska Gościnna pachnie ziołami. I zaprasza na urlop. Od maja do października, czyli przez cały sezon urlopowy trwają zielarskie żniwa. To wtedy w okolicy Dolska często można zobaczyć drobną, młodą osóbkę, pedałującą zawzięcie na rowerze. Na kierownicy koszyk, w nim nożyczki.
-Chyba wszyscy w okolicy kojarzą mnie po tym rowerze i koszyku – śmieje się Aneta Grzelka. – Ale mnie nosi, szkoda mi każdego dnia, bo sezon na poszczególne zioła nie jest długi. Potem to wszystko w moim spichrzu suszę i przerabiam. Taką mam w życiu zielarską pasję.
(AJ)